piątek, 24 lutego 2012

Naleśniki, czyli jak żona poświęca się dla męża

Gdy jeszcze Mąż był Chłopakiem/Narzeczonym przyjeżdżał do mnie na obiadki mojej mamy. Czasem bywały naleśniki. Ja i Tatson jesteśmy wielbicielami słodkiego - nadzieniem naszym dżem, twaróg na słodko. Nutella nie, bo za słodka. Słodka że aż zęby prostuje. Ale Mamson woli naleśniki wytrawne - twaróg na ostro, nadzienie pieczarkowe. No i okazało się że Obecnie-Już-Mąż należy do Team Mamson.
Żona czyli ja chciała dobrze i zrobiła raz Mężu naleśniki z twarogiem na ostro. Podpatrzone u Mamsona, z pamięci, bez malaksera ale udało się! Mąż zadowolony ALE... Kochanie... może następnym razem trochę więcej cebuli? *tu pojawiają się kocie oczy których nie jestem w stanie opisać, ale którym nie da się oprzeć* Pragnę nadmienić że cebule były 3, ogromne! Na dwie kostki twarogu... no nic, temu spojrzeniu się nie odmawia...

Tak więc obrałam cebulę i kroiłam.... i kroiłam...... i kroiłam.......... łzy kapały a ja dalej kroiłam.....
5 cebul później.....
Przesmażyłam z solą. z braku jak już wspomniałam malaksera twaróg potraktowałam mikserem, żeby nie był suchy - dodałam mleka. Do zmiksowanego twarogu dodałam cebulę, wymieszałam, doprawiłam solą i pieprzem.
Tadaaaam  
O naleśnikach chyba nie muszę pisać, co? Napiszę tylko, że tutaj też, jak w przypadku pizzy stosuję mąkę pół na pół - pszenna i razowa. Kiedyś w końcu dorosnę do tego żeby stosować tylko razową, na pewno tak będzie.

Zestaw gotowy
Zadowolony konsument ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz